Opowieści – Drzeworyty Ukiyo-e

Wpływ sztuki japońskiej na współczesną fotografię krajobrazu jest wg mnie mocno niedoceniany. Większość z nas, nawet nigdy celowo nie zagłębiając się w historię sztuki kraju kwitnącej wiśni, kojarzy jednak sceny przedstawiane na obrazach czy drzeworytach. Nie potrzeba studiować zmian zachodzących w poszczególnych okresach bogatej historii japonii, żeby podświadomie widzieć w nich dość jednorodną estetykę i atmosferę mistycyzmu. Japońskie obrazy i drzeworyty, czy to górskie, czy marinistyczne, bo to przecież kraj oceanicznych wysp, kojarzą mi się z wyrazistą kompozycją, ograniczoną paletą barw, mocno podkreślonymi konturami, co zresztą wynika z samej technologii powielania drzeworytów. Zawsze zachwycałem się tymi japońskimi widokówkami, niezależnie czy przedstawiały wzburzone fale oceanu, krajobraz dolin z zaśnieżonym szczytem w tle, czy zachód słońca z konturem egzotycznej sosny na pierwszym planie. Te wysublimowane obrazy przynosiły spokój i poczucie, że autor przedstawia krajobraz, który jest uporządkowany, podlega jasnemu porządkowi natury, w którym jest miejsce na estetykę i równowagę, mimo siły poszczególnych elementów natury.


W drzeworytach i obrazach nurtu Ukiyo-e widzę bardzo głębokie źródło inspiracji, jakie współcześni fotografowie krajobrazu wykorzystują tworząc minimalistyczne kompozycje. Również w fotografii bardzo popularne jest wykorzystanie mocnych, prostych kompozycji, często z dominującą przestrzenią negatywną podkreślającą główny temat obrazu. Częste jest również wykorzystanie monochromatyzmu, czyli użycie w obrazie tylko jednej barwy o różnych odcieniach, lub bardzo ograniczonej palety kolorystycznej. Mocne kontrasty lub kontury, linie prowadzące wzrok widza w kierunku tematu, wszystkie te narzędzia są znakami rozpoznawczymi minimalu. To styl, który nie przemija, bo pozwala nam ująć piękno przyrody w prostych ramach, przedstawiając w klarowny sposób jej esencję – siłę żywiołów połączoną z porządkiem wszechświata. Taki właśnie pogodowy żywioł pozwolił mi ostatnio znaleźć odwzorowanie japońskiego drzeworytu na warmińskim niebie. Dziwne to połączenie, ale dronowa fotografia zamarzającego jeziora z powalonym przez wiatr drzewem skojarzyła mi się z ukiyo-e od razu, jak tylko zobaczyłem podgląd na ekranie mojego kontrolera.

Opowieści – Kompakty

Siła aparatów kompaktowych polega na tym, że można mieć je zawsze przy sobie. Mały, kieszonkowy aparat oczywiście nie może konkurować z ciężkimi, profesjonalnymi armatami do fotografowania dzikiej przyrody, takimi jak pełnoklatkowe lustrzanki z obiektywami 400 mm wzwyż. Jednak, uwzględniając techniczne ograniczenia, kompakt bez problemu poradzi sobie z niektórymi fotografiami krajobrazowymi i przyrodniczymi. Obecnie na rynku aparatów bez wymiennej optyki dostępne są modele o ogniskowej nawet 200 mm i z dość atrakcyjnymi rozmiarami przysłony, co w sumie daje bardzo obiecujący zestaw optyczny. Do wyboru mamy wizjery elektroniczne lub optyczne, dostępną stabilizację drgań matrycy i sprawny system autofokusa, ogólnie rzecz ujmując przyszłość już nadeszła. Miniaturyzacja ma jednak swoją cenę, a z poręcznym rozmiarem ręka w rękę przychodzi dużo mniejszy rozmiar matrycy. Oznacza to, że praktyczna użyteczność wyższych czułości ISO jest znacznie gorsza niż w przypadku lustrzanek, co nie jest aż tak ważne w przypadku fotografii krajobrazowej lub przyrodniczej. Bardziej problematyczna jest słaba rozdzielczość i zakres tonalny matrycy. To ograniczenie należy wziąć pod uwagę przy wyborze tematu wykonywanej fotografii. Gorsza jakość optyczna obiektywu i jego mniejszy rozmiar powoduje ogromne problemy z fotografowaniem pod słońce. Nawet użycie bracketingu ekspozycji w celu rozszerzenia zakresu dynamicznego zdjęcia może być nieistotne, jeśli obecność słońca w kadrze powoduje powstawanie ogromnych i nieatrakcyjnych flar. Scena z jasnym niebem i kontrastującymi sylwetkami powoduje również niepożądane aberracje chromatyczne.

Podsumowując, kompakty dalekie są od ideału, ale moim osobistym zdaniem nadal jest to świetne narzędzie i zabawka, którą warto mieć w kieszeni. Najważniejsze jest to, aby mądrze z niego korzystać. Fotografowanie bez słońca widocznego w kadrze bywa konieczne, podobnie jak myślenie o zakresie tonalnym zdjęcia. Lepiej zrezygnować z kontrastowych zdjęć o wysokiej dynamice, wybierając ograniczone tony i unikając flar. Kompakt, zwłaszcza o dłuższej ogniskowej, jest idealny do fotografowania wycinków scen i wąskich kadrów. Wobec powyższego, noszę ze sobą mały aparat fotograficzny na codzienne spacery, niezależnie od tego, czy jest to podróż służbowa, czy po prostu spacer z psem. Bywa, że kadry zrobione kompaktem są przyjemniejsze niż długo organizowane, poważne plenery z użyciem całego zestawu lustrzanka+statyw+obiektywy. Na potwierdzenie wrzucam jesienną fotografię zrobioną o poranku w kortowskim parku, gdzie kolorowy dywan liści, ciepłe światło i ciekawe cienie stworzyły bardzo przyjemną i spokojną scenę.

Opowieści – Pasy na polach

Wrzesień tego roku był w Polsce najcieplejszym od 100 lat. Pomimo, że miło jest mieć o wiele dłuższy letni sezon z jeziorami wciąż pełnymi jachtów i plażowiczów, dla natury jest to mniej przyjemne. Dla nas, fotografów, jest to również niekorzystna zmiana, wrzesień od dawna był porą roku kiedy zdarzała się krajobrazowa magia. Można było obudzić się nieco później i wciąż zdążyć złapać światło złotej godziny przed świtem. No i jesienne mgły – na nie czekałem zawsze, żeby fotografować krajobraz pokryty mokrymi, niskimi warstwami chmur. Wraz ze zmianą klimatu zmienił się i fotograficzny wrzesień, bardziej przypominał kolejny letni miesiąc, słoneczny, ciepły i nudny, patrząc od ściśle fotograficznej strony.

Pomimo tych problemów pierwszego świata, w połowie miesiąca zadzwonił do mnie jeden z fotograficznych przyjaciół, Tomasz. To facet, który zna zakątki Warmii jak własną kieszeń. Zaledwie 20 kilometrów od mojego rodzinnego miasta jeden z rolników odkrył swoją artystyczną duszę. Pługiem i traktorem, wybranymi przez siebie narzędziami artystyczne ekspresji, pomalował cały wielkoskalowy krajobraz rolny w paski. Tomek powiedział, że jest mało prawdopodobne, żeby dobrze ująć ten widok z ziemi, ale wiedział, że niedawno zacząłem fotografować dronem. Gdy wystartowałem, widok z powietrza był nieziemski. Jako że był to jeden z niewielu chłodniejszych poranków, w zagłębieniach wzgórz wirowały małe chmurki mgieł. Promienie słońca były bardzo ciepłe, tworzyły senną atmosferę, niczym z obrazu malarza-impresjonisty. Pasy uporczywie wyrzeźbione w polach sprawiły, że scena była bardzo dynamiczna, z dwoma głównymi dominantami: kolorem i deseniem. Kilka dni później wróciłem w to miejsce, ale pole było już ponownie zaorane. Cała magia zniknęła, ale moja karta SD była pełna świetnie wyglądających, podniebnych krajobrazów.

Opowieści – Wiosenna aleja

Sfotografowana „Wiosenna aleja” to lokalna, utwardzona droga między Olsztynem a mniejszymi miejscowościami na wschodzie od miasta, gdzie znajduję mnóstwo fotograficznych tematów. Jest to region, w którym ostatni lodowiec pozostawił bardzo pagórkowaty krajobraz z mnóstwem lasów i jezior. Bliżej obszaru miasta, tereny te przez wieki zostały zmieniane w pola uprawne, poprzecinane popruskimi alejami drzew. Obszary te są mimo wszystko miejscem zamieszkania dla wielu gatunków ptaków i ssaków. Tutaj spotykałem stada jeleni, parę borsuków zostawiającą obłok kurzu za sobą i stada żurawi grzejących się w cieple wschodzącego słońca.

Fotografia została wykonana pod koniec kwietnia, kiedy wiosenna wegetacja już wybuchała zielenią, ale drzewa nie były jeszcze w pełni pokryte liśćmi. Ciepłe promienie słońca padały pod niskim kątem sprawiając, że brzozy wyglądały jak pozłacane posągi, a górna część kadru wyglądała jak złotawy muślin. Dolna część kadru jest w całości zdominowana zielenią, jednak z mnóstwem różnych odcieni tego koloru. To jednak nie kolor jest głównym tematem tej fotografii. To, co w niej przemawia, to linie i wzory stworzone przez niskie, ciepłe światło. Górne pionowe linie drzew są odcięte kreską alei. Poniżej długie cienie drzew skierowane w dół tworzą głębię, a ukośnie biegnące trasy rolniczych maszyn dodają obrazowi dynamiki. Sama scena nie jest niczym nadzwyczajnym, tworzą ją przede wszystkim światło, geometria i faktury przestrzeni.

Opowieści – Łabędź

Pora roku była daleka od idealnej dla fotografii krajobrazowej. Koniec zimy, z ciekawymi kompozycjami lodo-krajobrazów, czarno-białymi kontrastami i detalami lasu. Jednocześnie jeszcze nie wiosenny czas z kwitnącymi kwiatami, porannymi mgłami na polach i wybuchem zieleni dookoła. Był to czas eksperymentów, a fotografia obok jest wynikiem wyzwań artystycznych podejmowanych z podwójnymi ekspozycjami i mieszaniem kilku naświetleń. Fotografowałem jezioro w moim rodzinnym mieście z pozostałościami kry, ciekawymi kształtami wody i drzewami powalonymi w wyniku zimowych sztormów. To, co mnie uderzyło, to piękne, gęste trzcinowisko w jednej z zatok jeziora. Wieczorem, oświetlone ciepłym słońcem, było pełne kolorów i struktur, ale podwójną ekspozycją chciałem podkreślić wyraźniejszy obraz trzcin. A gdy w kadr wpłynął samotny łabędź, kompozycja stała się kompletna. Wiedziałem już, że to jest to, czego szukałem, mały zwierzęcy sztafaż w rogu obrazu. Postprocess dał kilka różnych wersji tego obrazu, ale jak to często bywa, efekt końcowy jest pierwszym, którego próbowałem.

Opowieści – Mamuty

Europejskie zimy w ostatnich latach stają się cieplejsze i coraz bardziej suche. To co kiedyś nazywaliśmy prawdziwą zimą, zaczynało się od śnieżnych zasp w grudniu i trwało czasem aż do kwietnia, dając mnóstwo okazji do śnieżnych szaleństw. Miało to też olbrzymi wpływ na przyrodę i zachowanie zwierząt. Dziś okres zimowy to w większości jesienna plucha, przecinana uderzeniami silnych wiatrów znad Atlantyku i Morza Północnego, i krótkie epizody mrozu. Właśnie taka pogoda, gdy mroźny wyż znad kontynentu azjatyckiego poprzedzały mocne opady mokrego śniegu, zdarzyła się w lutym bieżącego roku. Był to moment, którego nie chciałem przegapić, wędrowałem więc z aparatem w ręku po ulubionych szlakach Warmii.

Fotografia „mamutów” powstała w miejscu, gdzie jedno z jezior Rezerwatu Kośno wypłyca się przechodząc łagodnie w polanę, gdzie trwają jesienne rykowiska. W północnej zatoce bobrze rodziny zostawiły w wodzie wystające pniaki ściętych drzew, które przez lata obrastały wodnymi trawami. Kiedy uderzył mróz, jezioro pokrył lód, a ten z kolei przyprószony został śniegiem. Widok jaki zastałem przypomniał mi „Epokę lodowcową”, powietrzny widok wędrujących, włochatych mamutów przez puste przestrzenie kontynentu.

Tej fotografii nie byłbym w stanie wykonać bez użycia drona. Długo czekałem na sprzęt, który przy wadze w kategorii mini, miałby na pokładzie kamerę z jasnym obiektywem, plikami raw i bracketingiem ekspozycji. Jesienią ubiegłego roku uznałem, że zarówno ja dojrzałem do tej decyzji, jak i na rynku pojawił się odpowiedni model. Fotografia dronem otwarła zupełnie nowy rozdział w moim rozwoju, dając nieograniczoną możliwość wykorzystania dowolnego point of view. Chciałbym, żeby fotografie z powietrza nie odbiegały stylem od dotychczasowych prac, żeby były spójne i nie odbiegały techniczną dojrzałością. To doskonałe narzędzie, ale i ogromne wyzwanie, a na pewno stanowi olbrzymi bodziec do nauki i częstszego fotografowania.

Opowieści – Księżyc Myśliwych

Październik ubiegłego roku przyniósł dobre warunki pogodowe. Wkrótce po zakończeniu żniw nadszedł czas na pełnię księżyca – Księżyc Myśliwych. To była jedna z najlepszych okazji do fotografowania pełni księżyca w tym roku i znałem już miejsce, w którym można ją sfotografować. Łagodne zbocza pól uprawnych w pobliżu Olsztyna, mojego rodzinnego miasta, skierowane są na wschód, gdzie nasz satelita miał wejść na scenę. Co więcej, wzgórza schodzą w kierunku pięknego jeziora Klebarskiego, a po przeciwnej stronie rozległe lasy ciągną się aż po horyzont. Żadnego zanieczyszczenia światłem, żadnych tworzonych ludzką ręką budowli, tylko wschód księżyca, spokojne wody jeziora i kilka cumulusów, które uczyniły scenę jeszcze lepszą. Potrzeba było kilkukrotnych prób, żebym znalazł pożądany kadr. Aby utrzymać ostrość księżyca, ale jednocześnie pokazać delikatne falowanie wody oświetlanej księżycem, potrzebowałem 6-cio sekundowej ekspozycji.

Opowieści – Ostatni

Ta fotografia, to minimalistyczny kadr ostatniego, żółtego liścia w jesiennej buczynie. Scena oparta jest na prostej kompozycji o silnym kontraście ciemnych, niemal czarnych pni, idealnie pionowych i prostych, z żywą kolorystyką bukowej jesieni – paletą żółci i pomarańczy. Tak właśnie wygląda rezerwat Kamienna Góra przez większą część roku, jest to najbardziej wysunięta na wschód ostoja buczyny pomorskiej w Europie. W rzeczywistości to ostatni taki las stanowiący pozostałość zamierzchłych, paneuropejskich puszczy. Plener w tym miejscu jest przyjemnością o każdej porze roku, pagórkowaty teren daje mnóstwo punktów kompozycji, a piękno bukowego lasu niezmiennie potrafi zauroczyć i niesie ukojenie.

Opowieści – Scena

Podobno Innuici rozpoznają sześćdziesiąt rodzajów śniegu. Osobiście jestem w stanie przywołać kilka niestosownych nazw podczas odśnieżania samochodu, ale żeby sześćdziesiąt?!? To nie jest łatwa sprawa, żeby rozprawiać o wszelkiego rodzaju typologiach i różnorodności językowej. Język polski, złożony i rozległy, ma około sześciu genetycznych nazw mgły, język angielski prawdopodobnie mniej więcej tyle samo. Ale każdy fotograf, który fotografuje wschody słońca zna tych rodzajów mgły o wiele więcej. Trudno jest nazwać każdy rodzaj mgły, zamglenia, mgiełki, ale na szczęście nie jesteśmy lingwistami, nie musimy nazywać wszystkiego, co widzimy. To czym się wyrażamy to obraz.

Na Warmii, w północno-wschodniej Polsce, najbardziej mglistą porą roku jest jesień, kiedy grube i szerokie chmury wiszą nisko nad ziemią. Nad powierzchnią wody unosi się mgła, zmieniająca się wraz z łagodnymi porannymi podmuchami wiatru. Mgła ukryta w basenach wzgórz i parująca po pierwszych promieniach słońca rozgrzewa krajobraz. W głębokim lesie cienka mgiełka utrzymuje się w gałęziach i liściach, wtedy można polować na klimatyczne ujęcia promieni słonecznych. Fotograf krajobrazu zna je wszystkie i potrafi wykorzystać mgłę w procesie twórczym. Dla tej fotografii, lokalizacja została wybrana precyzyjnie, sprawdziłem kierunek i czas wschodu słońca, godzinę przed wschodem byłem już na miejscu. Gotowe było wszystko, w tym zapasowe baterie, telekonwerter, filtr polaryzacyjny, pilot do zdalnego wyzwalania migawki i wreszcie, co nie mniej ważne, ja. Nadchodziła moment, kiedy scena zostanie otwarta, jeszcze raz ustawiłem ostrość, chwyciłem mocniej pilota i czekałem. Reflektor rozbłysnął, scena była gotowa.

Opowieści – Kapliczka pod Drogą Mleczną

Ostatnie dni 2015 roku przyniosły suchą, arktyczną pogodę i czyste niebo. Było naprawdę zimno, poniżej minus 20 stopni Celsjusza, a brak śniegu sprawił, że była to raczej słaba sceneria do fotografowania krajobrazów. Mimo to, dzięki wczesnemu zmierzchowi i późnej godziny wschodu księżyca, były to świetne warunki do fotografii nocnego nieba. Czego jeszcze potrzebowałem? Oczywiście odpowiedniej lokalizacji. Idealną kompozycją okazała się kapliczka w olsztyneckim skansenie na tle Drogi Mlecznej. Kosmiczna mała architektura.

Pytanie „jak to zrobić” pojawiło się z dość szybko. Zrobiłem kilka prób z różnymi obiektywami, pionowa orientacja mojej Tokiny 16-28mm była zbyt wąska, a Samyang 14mm dawał kłopotliwe, beczkowate zniekształcenia. To nie było to. Jedyną możliwością było tworzenie serii siedmiu poziomych ujęć i przesuwanie kadru „z zakładką” w górę, a następnie „zszycie” takiej pionowej panoramy w postprocesie. Całe to nakładanie warstw, poziomowanie, utrzymywanie liniowego ruchu obiektywu, nie jest tym o czym marzę fotografując. Z pomocą przyszedł Lightroom, pomagając nieco zautomatyzować „szycie” panoramy.

Zdjęcie, warmińskiej, przydrożnej kapliczki oświetlonej przez mojego przyjaciela, Marcina Kierula z którym tego wieczora fotografowałem skansen, jest wypadkową dwóch czynników. Po pierwsze, piękno samej sceny, lokalna architektura skomponowana w naturze. Świetne warunki do fotografii Drogi Mlecznej. Po drugie, łatwość użycia nietypowej techniki, panoramy pionowej i zszywania jej w postprocesie. Nowe oprogramowanie naprawdę pomaga fotografom uzyskiwać efekt, jaki wyobrazili sobie w swoim procesie twórczym. I to mi się bardzo, ale to bardzo podoba.

Opowieści – Jezioro w Łajsach

Jezioro w pobliżu wsi Łajsy jest jednym z wielu jezior na Warmii i niezależnie od jego 250 hektarowej powierzchni, na wszystkich dostępnych mapach określane jest jako staw rybny. Jego wał rozciąga się wzdłuż północnego brzegu i zapewnia doskonały dostęp do linii wodnej z ogromną różnorodnością roślinności i życia ptaków. Wędrując nim natknąć się można na ślady bobrów i wydr, a jesienne poranki okraszone są głośnymi odgłosami rykowisk jeleni dochodzącymi z brzegu naprzeciw. Położenie jeziora sprawia, że piękne wschody słońca umożliwiają długie godziny fotografowania, gdy malownicza mgła powoli przesuwa się na zachód. Wyspa na jeziorze to moja ulubiona sceneria do fotografowania letniej Drogi Mlecznej. Jedyny ślad bytności ludzi, to napotykany czasem wędkarz na łodzi, co również stanowi świetny temat do fotografii krajobrazu.